czwartek, 31 grudnia 2020

kolejne pół roku nieobecności

paradoksalnie to był dobry rok. trochę dlatego, że lepiej działam pod presją i zadaniowo, niż w razie braku konkretnych zadań. a zadanie było proste: od marca do lipca wytrzymać. i jak ja wytrzymałam. no to sukcesy (mas o menos chronologicznie):

styczeń-luty i później: ósemki i w ogóle stan zdrowia (brawo ja, należy mi się za to praise, że odbyło się bez tradycyjnej prokrastynacji w tym zakresie)

marzec: urodzinowe party w Plush

marzec i później: stoicki spokój w świetle zamknięcia: cierpliwość, ćwiczenia, czytanie (sukces > 1 b/week, nawet odliczając Harrego hihi)

marzec i później: meczyki online, teatr online (Powrót do Reims niemiecki, Koniec z Eddym, niektóre rzeczy z TR - Ewelina płacze np.), koncert Grace online

lato: 1,5 godziny biegania (tak było. jak będzie?)

lato-jesień-zima: protesty i akcje

lato i później: artykuły.

wrzesień i później: peace z MB

październik-listopad-grudzień: złożenie phd i dwóch egzaminów

above all: pisanie.

na przyszły rok: 

keep on with above all i do smth about it. 

finish the phd thing. 

get yourself a real job.

piątek, 5 czerwca 2020

no way

więc minął prawie rok od kiedy tu nie byłam. wow. 

coś chciałam. po coś tu weszłam (nie po to, żeby dowiedzieć się, że pierwszy raz od roku).

a. wiem.

the challenge of being unapologetic. to to. istnieje. nie powiem. chciałam odnotować jego obecność i związane z nim trudności, nie mając nic mądrego do powiedzenia na ten temat. it's hard. nie wychodzi mi jakoś przesadnie dobrze (chociaż to też może być kwestia, że jak długo nie jestem nieco wstawiona, to w ogóle cięte riposty nie przychodzą do mnie rychło w czas). ale też - kto jak nie ja. the priviliged position I am in obliges me to be at least a little bit unapologetic. bo - niezależnie od wszystkiego - oh, people, I am priviliged as hell. Może nie mam mieszkania w Warszawie (tak, to chyba jest synonim bycia priviliged w mojej ubogiej wyobraźni), ale tak poza tym to tak.

więc minął prawie rok od kiedy tu nie byłam. wow kwadrat.

z dobrych rzeczy myślę sobie, że poczynając od lipca 2019 najlepsze co mi się przydarzyło, to ta piłka nożna, która de facto stała się bieganiem. może nie dzisiaj (bo moja aktywność dzisiaj - gdybym się nie była umówiła na wiatracznej - ograniczałaby się do trasy pokój - kuchnia - łazienka - pokój), ale to chyba największa zmiana od roku.

z dobry rzeczy jakoś tam niby finiszuję ten nieszczęsny doktorat - trochę celowo powoli, trochę niecelowo (bo jakoś mi ostatnio nie idzie), ale jakoś idzie.

z dobrych rzeczy napisałam w tym roku tekst o uchodźcach, który się rozniósł, i jestem z niego zadowolona.

z dobrych rzeczy zbiera się we mnie frustra z niepisania, więc może coś w końcu napiszę.

z dobrych rzeczy fajne były dni w ox. w sumie to nawet za moim łóżkiem w hostelu trochę tęsknię. 

z dobry rzeczy może coś jebnie. bo serio, ile można tak ciągnąć.

ze złych rzeczy: wszystko dzięki czemu zastanawiam się nad tym czy może jednak coś jebnie. 

środa, 7 sierpnia 2019

dni paniki światem

absolutnej. all is wrong and is not getting better.
rozważanie opcji spierdolki stąd w związku z potencjalnym wynikiem wyborów.
przede wszystkim to. całe zacięcie, że ktoś musi zostać - pojawia się i znika.
zmęczenie. straszne wszystkim zmęczenie.
bezsens. wszystko bezsens.
chciałabym dalej nie wychodzić z domu.
nie daje mi to siły do ostatecznego z niego wyjścia, ale daje możliwość braku paniki światem.
co za ziemia 2019 koszmar.
niby nic się konkretnego nie stało, ale dzieje się jednocześnie wszystko.

czwartek, 11 lipca 2019

lucky me

przyłapałam się ostatnio z zaskoczeniem na myśli, że dużo dobra mi się trafia w tym roku.

primo, wspominana już wielokrotnie Anne Lister.

secundo, niewspominana jeszcze żeńska piłka nożna. Megan Rapinoe mainly. Ale nie tylko, raczej jako społeczny fenomen wyoutowanych super powerful typiarek, których urok chcąc nie chcąc mięknie mi kolana, uf.

Now, the question is why to jest dobro, a właściwie dlaczego mnie to tak super zajarało.

Założenie: pomijamy estetyczne powody, które są zbyt oczywiste, żeby się nimi zajmować, których wagi nie chcę umniejszać, ale serduszko mi podpowiada, że jest tu coś więcej.

Results:

1. W wypadku secundo, nie w wypadku primo, niemniej - gay history being a part of history in general. Czyli fakt, że społecznie istotne kwestie podnoszone są w składzie łączonym, w którym seksualność jest celebrated, jednocześnie nie będąc exclusive.

2. Niezwykle mi imponująca odwaga, której mi absolutnie brakuje (both).

3. Kompleksowa lewacka wrażliwość (also secundo, pani Lister pod tym względem jednak hardly can be considered a case ).

4.  Optymizm, którego mi tak zajebiście brakuje - i który chyba jednak enabluje do robienia czegoś, deklarowania czegoś, podejmowania działań. Link jeden - kiedy Rapinoe mówi, że może nie za jej generation, ale może potem... and I am like 'babe, there will be no other generation'.

5. Ogarnięcie intelektualne przy jednoczesnym ogarnięciu fizycznym (both), very greek indeed. I dzięki tej pani jestem dorosła i postaram się dowiedzieć dlaczego przy bieganiu boli, ha.

6. Self-acceptance, którego mam milion razy więcej niż kiedyś, ale nie zmienia to faktu, że watching their joy/czytanie o jej życiu jest i tak kopem.

---

Sources do miękkich kolan, wybór co lepszych kawałków (G2L, L2L, L2L, L2L - again, why I get excited? no clue):

https://www.youtube.com/watch?v=2aYEab3n5iA

https://www.msnbc.com/rachel-maddow/watch/rapinoe-global-spotlight-an-opportunity-for-positive-message-63564357912

https://www.theplayerstribune.com/en-us/articles/sue-bird-megan-rapinoe-uswnt

https://www.thecut.com/2019/06/why-do-i-love-soccer-players-so-much.html

środa, 12 czerwca 2019

cytaty do zapamiętania

„Don’t hurt me. I’m not as strong as you think. Well, I am, obviously, but… Sometimes I am not.” 

poniedziałek, 10 czerwca 2019

krople które

co roku ta sama szala goryczy w okolicach czerwca, tym razem wyjątkowo hardcorowa, i to przekonanie, że to ostatni taki rok (pierwszy w przyszłym), będzie naprawdę strasznie. i potem jest. pod koniec dzień poczucia, albo i nawet nie, bo nadal ta historia nieskończona, że uff, i jebut, definiują ci plan na kolejny. 

jak ludzie robią tak, żeby mieć jednak jakoś normalnie? bez takich absurdalnych przypałów. jak?

czwartek, 9 maja 2019

znowu taki dzień

kiedy średnio mi wychodzą rzeczy. fu fu. tzn nienajgorzej, ale nie najproduktywniej.
so.

1. gentleman jack - bardzo ciekawe doświadczenie serialowe i super fascynująca historia. ale jednocześnie trochę mi uświadamia jak ciężko jest zareklamować taką historię - nawet lewakom - ale raczej nie mających wątpliwości co do swojej tożsamości seksualnej albo średnio zainteresowanych tematem tożsamości seksualnej. można próbować wątkiem klasowym, bo owszem owszem, jest ciekawy, ale jednak kwintesencją tego serialu jest lizbejstwo i jeśli nie interesuje cię lizbejstwo, to nie jest łatwo powiedzieć dlaczego miałby cię zainteresować ten serial. bo absolutna wyjątkowość tej typiary polega na samym byciu typiarą (ok, to może być argument dla bardziej feministycznie-oriented), która kocha inne typiary (i that's the point). na podobnej zasadzie, jak naprawdę trudno by mi było z czystym sumieniem komuś bez lgbtq inklinacji polecać tlw. no po prostu nie. chociaż oczywiście świat byłby lepszy, gdyby z równym zainteresowaniem, z którym śledziłam i śledzę mnóstwo heteronormatywnych love stories, osoby heteronormatywne były zainteresowane śledzeniem nieheteronormatywnych love stories. nie jako wątku na szóstym planie, ale jako wątku przewodniego - w swoja drogą ciekawej historii. 

2. właściwie to nie ma dwa.